Pogoda się poprawiła, już nie pada, a nawet na chwilę wyszło słońce. Pod wieczór nadal wieje i jest zimno, ale w dzień mogłem się już nieco rozebrać. Nie znaczy to, że chodziłem w podkoszulku ale nie jest źle. Przez ostatnie dni odwiedzam w Pekinie to co przy poprzednich dwóch wizytach nie udało mi się do tej pory zobaczyć.
A jako, że mam dużo czasu – na Pekin przeznaczyłem całe pięć dni, robie to w sposób który najbardziej lubię – czyli bez pośpiechu. Jak jakieś miejsce mi się podoba to siadam i podziwiam. Godzinkę a może dwie. Jak ja to lubię ;) Kiedyś tak przesiedziałem w Wersalu na trawie cały dzień.
Kilka godzin chodziłem po tradycyjnych dzielnicach Hutngów. Mają swój niepowtarzalny urok, choć obecnie stają się coraz większą atrakcję turystyczną. A co za tym idzie zatracają swój tradycyjny wygląd na rzecz turystyczny alejek spacerowych z masą sklepów i restauracji. Trzeba nieco poszukać aby od tego uciec.
Dotarłem do Świątyni Lamy, oraz Konfucjusza. Szczególnie ta druga bardzo mi się spodobała. Taka oaza spokoju i skupienia w zabieganym Pekinie. Wielki park, za starymi wielkimi drzewami. Czuć tam niesamowitą atmosferę. Za to Świątynia Lamy to już większa komercja, ale też warto zobaczyć.
Pól kolejnego dnia spędziłem w Parku Jingshan. Znajduje się on na przedłużeniu Zakazanego Miasta, a jako, że główną jego częścią jest duże wzniesienie, rozpościera się z niego niesamowity widok na pałace cesarskie. Jedno z ładniejszych miejsc jakie tutaj widziałem.
Dostałem też małą nauczkę. Znaczy wiadomo i zawsze tego przestrzegam aby przed zamówieniem czegokolwiek w Chinach zawsze wcześniej mieć pewność ile się zapłaci. Ale doznałem małego zaćmienia. I wypiłem najdroższą w moim życiu herbatę za 400 RMB, czyli prawie 200zł. No cóż po fakcie jej skonsumowania niewiele można. I kilkudniowy budżet zamienił się w filiżankę naparu… Ech, taki stary i nadal głupi ;)
Spotkałem też Hare Krishna;) Czy jest jakieś miejsce gdzie ich nie ma? Znaczy może nie do końca ich przypominali ale muzyka dokładnie ta sama. Natomiast w jej takt tańczyły starsze panie, prawie jak Tai-Chi. Niecodziennie wyglądają też Chinki w muzułmańskich chustach. Przyzwyczaiłem się już do tego w Xi’an gdzie jest duża taka społeczność, ale w Pekinie był to jednak niecodzienny widok.
I na koniec jeszcze coś dla przeciwników imprez na krakowskim rynku. Tuż przy zakazanym mieście, już w obrębie zabytkowych murów, urządzono boiska do kosza. Świetna sprawa :)
Padł też dzisiaj internet w moim hostelu. Co znaczy uzależnienie od internetu – co chwilę ktoś mnie pyta czy u mnie też nie działa, czy tylko u niego. Była też już wspólna wycieczka do recepcji zgłosić problem. Jak ludzie dawniej żyli bez netu??? ;)
Więc relacja napisana, ale musi poczekać na publikację, aż uda mi się połączyć ze światem:)
I tradycyjnie mała foto relacja:
Fajne zdjęcia! Miło się ogląda.
mam nadzieje, ze chociaz ta cherbatka smakowala… :)
Herbatka niczego sobie ;)