Budda nie przemówił. Sam nie wiem dlaczego ” jak łatwo manipulować ludźmi” ale wiedziony zwykłą ciekawością, a może i niezwykłą atmosferą tego miejsca, czyli Nam-Tso odwiedziłem rano klasztor. Klasztor wciśnięty w zbocze góry. Zdecydowanie to nie ja powinienem rozmawiać z Buddą. Do tego jeszcze krótka wycieczka na szczyt wzgórza na który nie zdążyliśmy się wspiąć dzień wcześniej z Justyną i wyjechaliśmy do Reting.
Po ponownym pokonaniu przełęczy na wysokości ponad pięciu tysięcy metrów i zjechaniu w dół, droga szybko zmieniła swój charakter. Znaczy zniknęła i teraz można było docenić samochód terenowy jakim jechaliśmy. A wjeżdżaliśmy coraz głębiej i wyżej w dolinę.
Droga znowu zabrała nam cały dzień. Kilka postojów na foto, oraz obowiązkowy obiad. Momo – pierożki z mięsem Jeden za 5 Jiao czyli pół juana. Więc na moim talerzu wylądowało 20 takich. Ku przerażeniu wszystkich obecnych, ale dzielnie wszystkie spałaszowałem:)
Jeszcze rejestracja na posterunku policji, to chyba jest wyjątkowe miejsce, bo nasz przewodnik uczulił nas aby tam nie robić zdjęć. I kwaterujemy się w klasztorze. Tak, tym razem mamy pokój w pensjonacie przyklasztornym prowadzonym przez mnichów (40rmb). Miejsca niewiele, aby zamknąć drzwi od wewnątrz należy przyłożyć je kijem. Do tego dzielimy do z paroma myszami.
Kran na podwórku rodził nadzieję na prysznic, ale wody w nim nie było. Była kilka metrów dalej w źródełku, z którego nabierało się ją czerpakiem. I toaleta, kolejna z cyklu tych z widokiem;) Dwie dziury w ziemi otoczone murem niespełna metrowej wysokości. Z wejściem szerokim na kolejny metr, przy głównej ścieżce. Człowiek staje się bezpruderyjny.
Ale widok z okna, oh! I całe otoczenie. Oryginalny klasztor ma kilkusetletnią tradycję. Został jednak zrównany z ziemią podczas rewolucji kulturalnej. Teraz na jego miejscu stoi nowy, odbudowany po roku 1980. Nie czuć tego jednak. Wręcz przeciwnie wchodząc do środka (30rmb) ma się wrażenie przebywania w oryginalnych starych murach.
Do tego kotka z małymi w jednej z kapliczek. Miałcząca na potęgę gdy trzy maluchy baraszkowały pomiędzy posągami buddy.
Klasztor niezwykle położony. Na zboczu góry, pośród kilkusetletnich, a podobno nawet ponad tysiącletnich drzew. Jadąc tutaj stoki były albo łyse, albo porośnięte niewielkimi krzakami. Las otaczał tylko klasztor i jego okolice. Święty las.
Gdy byłem w Argentynie, na wyprawie ze mną był niezwykły człowiek. Rysiu, który miał 76 lat, specjalista od masażu mauri czy lepiej powiedzieć całej filozofii z tym związanej. Rozmawiał też z drzewami. Gdy opowiedziałem to Justynie, oraz to jak sam tego próbowałem postanowiła też tego spróbować.
I dzięki temu wiem skąd wzięło się tyle psów w okolicy. Bowiem sam klasztor i las dookoła zamieszkują dziesiątki psów. Półdzikich, dokarmianych przez mnichów. W dzień śpią lub włuczą się sennie po okolicy. Ożywiają się gdy zapada zmrok. Wtedy przede wszystkim zaczyna być je słychać. Szczekają przez całą noc.
Jak to wyjaśnił nam nasz przewodnik – w dzień ludzie chodzą i wszystkiego doglądają. W nocy gdy my kładziemy się spać psy troszczą się o wszystko. Więc te psy to reinkarnacja ludzi z czerwonej gwardii z czasów rewolucji kulturalnej. Wtedy zniszczyli klasztor, teraz muszą się o niego troszczyć w takiej postaci, aby zasłużyć na lepsze kolejne życie.
Gdy Justyna rozmawiała z drzewami, mnie dopadł mnich. Zmęczony podróżą chyba nieco się przygarbiłem, więc pierwsze co wyprostował mnie. A potem, ech… Potem złapał mnie za nos i bardzo podobał mu się jego kształt i długość. Więc jakby chciał również i to sprawdzić w drugiej kolejności złapał mnie za przyrodzenie, jak by chciał i tu sprawdzić długość… Z opresji dopiero wybawiła mnie Justyna ;)
Ci mnisi w Tybecie… Bez podtekstów.
Klasztor położony jest na zboczu góry, naprzeciwko kolejnej. Raj, początek całego świata. Choć według mnie to miejsce raczej przypominało nasz czyściec. Surowe, ale dające nadzieję. Dalajlama podobno powiedział, iż jeżeli miałby wrócić kiedyś do Tybetu zatrzymał by się właśnie tutaj.
Świetne zdjęcia i interesujące opisy. Dużo można czerpać inspiracji oraz motywacji do działania, choćby po to aby też móc sobie pozwolić na takie piękne podróże. Pozdrawiam i życzę powodzenia!