Pożyczyłem rower:) Nie pierwszy raz w Chinach i pewnie nie ostatni, ale tutaj był to strzał w dziesiątkę. Wybrałem się z Lijiang’u do Baisha i dalej drogą w górę. Widoki kapitalne, bowiem są to te same góry Youlong Snow Mountain, w których byłe kilka dni wcześniej. Tylko tutaj nie płaci się za wstęp :)
No dobrze, można odwiedzić po drodze kilka płatnych miejsc. Ale jest to jakby dodatek do całej wycieczki, a nie cel sam w sobie.
Jadąc z Lijiang’u pod górę po jakiś 30-40 minutach dojeżdża się do Baisha. Jadąc główną drogą w kierunku parku narodowego, należy odbić w lewo. Jest drogowskaz, więc łatwo trafić. Tak dojechałem do niewielkiej uroczej miejscowości Baisha. Podobno słynie ona z pięknych fresków, ale te postanowiłem sobie podarować i pojechałem dalej pod górę.
Jako, iż zjechałem z głównej drogi, moja trasa przebiegła przez całą miejscowość. A po wyjechaniu z centrum, gdzie znajduje się kilka restauracyjek dla turystów, wjeżdżamy do prawdziwej wsi. Niewielkie domki, zbudowane z glinianych cegieł. Zresztą na ulicy można zobaczyć jak właśnie z jednej strony drogi wydobywa się glinę aby z drugiej już suszyć na słońcu takie brązowe cegły.
Po przejechaniu wsi, wróciłem na nieco większą drogę, gdzie czekała mnie kilkugodzinna wspinaczka rowerem pod górę. Przerywana przystankami na wstępy do mijanych obiektów. Takich obiektów znalazłem na swojej drodze trzy. Do wszystkich należy mieć bilet ze starego miasta z Lijiangu, oraz dodatkowo wykupić osobny bilet dedykowany temu miejscu.
Pierwszy był to rodzaj skansenu, wraz z parkiem (35rmb). W zasadzie przeniesiona cała lokalna wioska. Bardzo mi się podobała :)
Kolejny przystanek to klasztor buddyjski (25rmb). Niewielki, ale spokojny i niezwykle kolorowy, obwieszony flagami. W zasadzie pierwszy taki jak sobie wyobrażałem klasztory buddyjskie.
Jadąc dalej dojeżdża się do całego zespołu różnych obiektów (50rmb). Najmniej ciekawe z całej trasy. W zasadzie jest to wielki park, ze sztucznymi wodospadami, jeziorami, mini wioską gdzie można skosztować lokalnych alkoholi. Oraz kilka monumentalnych pomników.
Jak miałbym coś doradzić to pierwsze dwa obiekty zdecydowanie warto odwiedzić, natomiast ostatni można sobie darować.
A i tak najbardziej warte uwagi są niesamowite widoki, które cały czas mi towarzyszyły. Oraz nagroda na samym końcu w postaci dłuuugiego zjazdu.
No, może nie na samym końcu, gdyż zjeżdżając zatrzymałem się jeszcze w Baisha. Postanowiłem skosztować lokalnej kuchni w jednej z kilku ślicznie urządzonych restauracji. Oraz odwiedziłem doktora Ho, o czym to pisałem dzień wcześniej.
Zmieniłem również kolor na czerwony;) Znaczy ładnie się opaliłem:)
A oto co można zobaczyć podczas takiej przejażdżki: