Zdecydowanie jedna z moich ulubionych miejscowości w Japonii, niewielkie urocze miasteczko z klimatem.
Ale przede wszystkim najgenialniejsze steki jakie kiedykolwiek w życiu jadłem. Próbowałem już w wielu miejscach – Argentynie, Meksyku, Europie, ale żaden z nich nie może się równać japońskim. Tutaj w Takayamie mam swoją niewielką restaurację, w której właściciel jest jednocześnie kucharzem i gdzie można spróbować stek z wołowiny Hida. Nie jest to co prawda ta najsłynniejsza – czyli wołowina z Kobe, ale za to jest najwspanialsza pod słońcem. A gatunkowo równa jej.
Restauracja oczywiście nazywa się Bull i jest usytuowana w samym centrum. Gdy zamawiamy stek, nikt nas nie pyta jak ma być wysmażony. Po prostu dostajemy go przyrządzonego tak, jak powinien być przyrządzony. Ta przyjemność będzie nas kosztowała ok. 3,5-4 tysiące jenów, ale jeżeli miałbym się kiedyś od czegoś uzależnić, to właśnie od smaku tych steków.
Po prostu rewelacja!
Już dla nich samych warto tu przyjechać. Kontynuując wątek kulinarny, jest tu też jedna z najfajniejszych restauracji sushi w jakich byłem w Japonii. Położona nieco na obrzeżach miasta, cieszy się olbrzymią popularnością (ostatnio w kolejce czekałem 45 minut). Jest to typowa restauracja z jeżdżącymi talerzykami, z tym, że nad stolikiem mamy ekrany dotykowe, na których możemy sobie domawiać dowolne potrawy z menu. Ceny zaś są rewelacyjne – 90 jenów za talerzyk. Polecam!
W Takayamie można również degustować i kupić jedne z najlepszych sosów sojowych jakie jadłem. Są tu też fabryczki sake, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
O świcie otwierają się dwa niewielkie poranne markety, na których poza typowymi pamiątkami dla turystów, znajdziemy też wiele regionalnych potraw i wyrobów.
Miasto bardzo dobrze wypromowało charakterystyczną czerwoną laleczkę Sarubobo, która ma nas chronić od złego, zapewniać powodzenie w małżeństwie, czy wygraną w totolotka… żartuję ;) W każdym razie, babcie robią tutaj takie laleczki dla swoich wnuków, a mamy dla córek. Dosłowne tłumaczenie nazwy Sarubobo to “mała (w sensie dziecko) małpka”. Bowiem saru to po japońsku małpka, a bobo w lokalnym dialekcie znaczy dziecko.
Obecnie możemy znaleźć różne odmiany laleczki Sarubobo, w różnych kolorach, na wszelkie nasze potrzeby i zmartwienia. Więc koniecznie nie zapomnijmy jednej ze sobą przywieźć :)
W Takayamie warto przede wszystkim nieśpiesznie samemu pospacerować po małych uliczkach togo miasta i poczuć tutejszy klimat. Znajduje się tu również bardzo ładny shrine, przy którym znalazłem muzeum wozów używanych w procesjach, przy okazji świąt.
Ciekawą opcją jest też wybranie się do skansenu Hida Na Sato. Dojedziemy tu w 15-20 minut autobusem z dworca kolejowego. Zebrano tam chaty z różnych okresów i rejonów Japonii.
To wszystko jesteśmy w stanie zrobić w jeden dzień, ale myślę, że i dłużej było by co robić. Takayama jest też dobrym miejscem wypadowym w góry – Alpy Japońskie.
Polecam zatrzymać się tu w Ryokanie, bardzo sympatyczny, rodzinny tradycyjny japoński hotel w dobrej cenie: Ryokan Takayama. Gorąco polecam.
Jako opcję budżetową polecam serwis Airbnb.