Zapraszam do lektury Dziennika Polskiego, w którym w sobotnio-niedzielnej Kronice Krakowskiej 28-29 stycznia 2017, ukazał się materiał ze mną w roli głównej :)
Pasje. Zodiakalne ryby targają nim od urodzenia. Kiedy jedna płynie w lewo, druga równolegle ustawia się w przeciwnym kierunku. Dlatego krakowianin Kazimierz Pawłowski swoje bycie w drodze traktuje trochę jak próbę pogodzenia tych sprzecznych pragnień. I pewnie dlatego tak łatwo odnajduje się w obcych kulturach, z dala od domu, gdzieś na dachach świata, a także w miejscach, do których rzadko trafiają niedzielni turyści.
Dla jednych będą to rogatki miasta, granice Polski, dla innych kraje Europy bądź Wyspy Antypodów. Lądy bliskie i odległe, przybierające w głowie podróżnika metaforę końca świata czy zmierzchu pragnień. A może kresu swoich oczekiwań, jakieś zaspokojenie. Dla Kazika może będzie to Tybet i jego święta góra Kailash, albo Chiny, czy góry Kirgistanu. Z jednej strony dzika przyroda, z drugiej ludzie i ich historie. A może za każdym razem coś innego. Bo przecież tylko wtedy wyruszanie w drogę jest na tyle wartościowe, by poświęcić mu namiastkę stabilizacji.
– Podróż jest sensem- tłumaczy Kazik. -Kiedy wyjeżdżam, wyruszam w miejsca mniej lub bardziej mi znane i czuję, że to ma znaczenie. Wypełnia mnie nawet wówczas, gdy nic nie robię. I nieważne, czy to podróż zaplanowana, precyzyjnie wymyślona, czy wypadkowa wielu nieprzewidywalnych i spontanicznych zdarzeń. Los?-Nieważne, kto macza w tympalce, trzeba się temu poddać – przekonuje krakowianin.
I gdy Kazik spogląda wstecz, zawsze tak z nim było. Od początku, kiedy sięga pamięcią do wspólnych wędrówek z mamą, spływów kajakowych czy górskich wędrówek. I jeszcze później, podczas zwiedzania Słowacji, Czech, czy Węgier. Także w momencie zmagania się z marzeniami, by w tych siermiężnych czasach móc zobaczyć coś, co jest dalej. Mówi: – Są ludzie, którym wystarczają książki podróżnicze. Nie mnie.
Kiedy w trakcie liceum wyjechał do Irlandii ze słynnym, nieżyjącym już profesorem Markiem Eminowiczem i nie spotkał żadnych innych Polaków poza swoją grupą, poczuł, że to jest właśnie to.
Kazik w statystykach
Najwyższy szczyt Kazika to Toubkal w Maroku (4167 m n.p.m.). Ale bliżej nieba był na przełęczach w Tybecie podczas kory wokół świętej góry Kailash (przełęcz Drmla-la 5630 m n.p.m.) i Nepalu – w trakcie trekkingu dookoła Annapurny (przełęcz Thorong La – 5416 m n.p.m.).
Najdalej dotarł na Wyspę Wielkanocną, z książką profesora Zdzisława Ryna w plecaku. Odnalazł tam niesamowity, magiczny kawałek lądu pośrodku oceanu. Z wielkimi posągami Maui, gdzie na kilku kilometrach można spotkać wygasłe wulkany, czyli miejsca pełne energii, rajską tropikalną plażę, niesamowitą kulturę i tajemnicę… Dodatkowo był tam podczas festiwalu Tapati – czyli dorocznego święta prezentującego kulturę i historię wyspy. Przepasany opaską, oblepiony błotem i wymalowany w tradycyjne wzory, brał udział w wielkiej paradzie przez wyspę.
Kazik nosi w sobie pamięć miejsc i ludzi. Sporo tego uzbierał. Na razie nie planuje, by przełożyć to na papier. Może dlatego, że sam jest żywą książką dla ludzi, których zabiera wpodróż?
Najdłużej poza Polską żył w Chinach. Mieszkał tam ponad trzy miesiące. Choć, gdyby zliczyć wszystkie wyjazdy do Państwa Środka, to spędził tam już kilka lat. Po tej wyprawie zyskał ksywę ?Chińczyk? i postanowił uczyć się ich dziwnego języka i jeszcze dziwniejszych znaczków.
Kazik najczęściej leci do Azji, a w tej – do swoich ulubionych Chin. Najlepiej zaś czuje się w górach i na wodzie, bo są, jego zdaniem, bardzo podobne – dają poczucie nieograniczonej wolności i pokazują potęgę natury.
Góry kocha za kolory, które pojawiają się, kiedy zachodzi słońce. Takich zachodów przeżył kilkaset na czterech kontynentach. Gorzej ze wschodami, bo nie lubi wcześnie wstawać.
Autostopem wraz z trzema znajomymi dziewczynami dojechał do Gruzji, pod Kazbek.
To około 7200 km drogi w dwie strony – z i do Krakowa. Po drodze spał głównie w namiocie, a przez miesiąc wydał niewiele ponad 1000 złotych.
Temperatury minus 40 stopni doświadczył, kiedy ze swoją dziewczyną wybrał się zimą do Murmańska. Też autostopem (ok. 5 800 km w obie strony). Chciał na własne oczy zobaczyć niezamarzający port nad Zatoką Kolską. Ale przede wszystkim zorzę polarną. W miejscowości Lovozero pod Murmańskiem, na zamarzniętym jeziorze, w środku nocy po kilku godzinach czekania i zamarzania przy arktycznym mrozie, raz w życiu wykąpał się w przerębli.
Autostop daje mu poczucie wolności, ale przede wszystkim pozwala na poznawanie ludzi, kultury i regionu. Mówi, że im dalej na wschód, im biedniej, tym ludzie są bardziej gościnni. I szczęśliwi. To nauczyło go pokory.
Najgorętsze dni przeżył w sierpniu w Uzbekistanie, nad tym, co zostało z jeziora (lub jak mówią lokalni morza) Aral- skiego. Temperatura sięgała 50 stopni.
Człowiek sprzeczności
Studiował dużo, nieco kompul- sywnie i zrywami. Może przez te ryby, które gdzieś od urodzenia nim targały. Te, z których jedna konsekwentnie płynie pod prąd, a druga spokojnie z nurtem. Bo kiedy ta pierwsza mąciła wodę niczym niespokojny duch, ta druga uczyła Kazika samokontroli i opanowania. Dlatego po prawie była filozofia, a po filozofii turystyka i praca. Zajmował się pozycjonowaniem stron internetowych, a w głowie miał myśli o nieodkrytych światach. Na tyle intensywne i realne, że ekran komputera oraz dobre wyniki na długo nie wystarczyły. Dlatego dziesięć lat temu postawił wszystko na jedną kartę. Zaczął zarabiać na tym, co daje mu sens. A tym sensem – jak już powiedział -jest podróż.
Dziś Kazik jest przewodnikiem wycieczek, bo choć lubi być sam, zwiedzanie Kuby, Japonii czy Tajlandii z grupą ludzi dało mu nieznaną wcześniej satysfakcję – taką, którą czerpie się zwykle z atawistycznej chęci dzielenia się wiedzą i radości ze wspólnego doświadczania rzeczy nowych. Dlatego tak samo, jak szuka dziś spokoju, szuka i towarzystwa. Także w Krakowie, gdzie – jak mówi – czas płynie jakoś inaczej. Wolniej.
Podróże dzieli na kilka rodzajów. Te samotne, kiedy nie wytycza sobie celu i ma jedynie ogólnie zarysowany plan. Wtedy najbardziej otwiera się na innych ludzi spotykanych po drodze. We dwójkę, z najbliższą osobą (kiedy można dzielić się nawzajem swoimi doświadczeniami, przeżyciami i radością bycia w drodze) oraz z grupami, kiedy jest odpowiedzialny za każdy krok po nieznanym turystom lądzie. Każde na swój sposób jest interesujące i wymagające.
Niezależnie, gdzie wyrusza, zawsze obserwuje, fotografuje i spisuje wspomnienia na blogu (www.pawlowski.cc). Nie ocenia, nie porównuje, ale kiedy ktoś planuje daleką podróż, dobrze, by sobie poczytał Kazika. Z jego błoga będzie miał szansę dowiedzieć się o mentalności autochtonów, o zwyczajach, które wybijają rytm obcych krajów i regionów, o tematach tabu. Czasami Kazik podzieli się z Czytelnikami momentami intymnymi. Jako choćby takim, gdy płynął na jednym z nąjpięk- niejszych i najszybszych żaglowców świata – Fryderyku Chopinie, a przed nim nie było widać widnokręgu. To wtedy gdzieś głęboko, w trzewiach, poczuł prawdziwą wolność.
Powroty do Chin
Do Chin Kazik wraca, kiedy musi i kiedy chce. W statystykach wypraw zajmują nieodwołalne miejsce pierwsze, w sercu wyjątkowe. Za każdym razem witają go tam z radością i ciekawością – jak nieco egzotyczny obiekt, kosmitę z blond włosami. – Wracam, bo fascynują mnie ludzie i miejsca. Zmienność i szybkość, z jaką przekształca się ten kraj. Niemalże z tygodnia na tydzień – opowiada.
Nie zmienia się tylko to, że za każdym razem musi pozować do zdjęć i opowiadać o swoim kraju na Wisłą, z którego przyjechał.
Raz brał nawet udział w chińskim ślubie i weselu. Śmie twierdzić, że był chyba najbardziej interesującym elementem ceremonii. Kiedy słucham tej opowieści, najbardziej zapadają mi w pamięć buty i koperta przeciskana pod drzwiami, by wykupić narzeczoną. Kazik pisze o tym tak: ?Kiedy pod dom przyjechał pan młody, z daleka było go słychać. Chińczycy uwielbiają przy tej okazji używać fajerwerków hukowych. My, czyli zebrani w mieszkaniu, mieliśmy za zadanie nie wpuścić go do środa. Trzymaliśmy drzwi, a pan młody musiał się wkupić. Przepychając pod drzwiami koperty z pieniędzmi. Gdy już wystarczająco dużo ich przepchał, został wpuszczony do środka. Teraz wszystko powtórzyło się z pokojem, gdzie czekała na niego pani młoda. Gdy już się do niej dostał, okazało się że gdzieś tam są schowane jej buty.?
Musiał je znaleźć.
Ucieczkę ma w tyle głowy
Jakie cechy charakteru trzeba mieć, by z taką łatwością wsiąkać w obcą kulturę i rzeczywistość? Czy wystarczy tylko otwartość, radość podróżowania, ciekawość, która pcha cię w miejsca na co dzień omijane przez turystów? Pasja i głód, który wciąż trzeba zaspokajać? Na pewno elastyczność i mentalność Kazika, które pozwalają mu się dostosować zarówno do luksusów, jak i ubóstwa. Wszędzie czuje się dobrze.
Kazik mówi, że nosi w sobie pamięć miejsc i ludzi. Sporo tego uzbierał. Na razie nie planuje, by przełożyć to wszystko na papier. Może dlatego, że sam jest żywą książką dla ludzi, których ze sobą zabiera?
Ważne, że kiedy myśli o sobie i podróżach, układają mu się w konsekwentny ciąg, w którym wciąż jest miejsce na spontaniczność i zwroty akcji. Nie traktuje ich jako ucieczki. Choć ma to w tyle głowy. Jakby w odwrocie, kiedy coś się popsuje i trzeba będzie obrać inny kierunek. Byłaby nim Nowa Zelandia. Dlaczego? Może dlatego, że nigdy tam nie był.
gratulacje KAZIU
Dziękuję :)