Liofilizaty Trek’n Eat przejechały już ze mną kawał świata. Miałem je ze sobą w Kirgistanie, Nepalu, Rosji, czy na Ukrainie. Jak dla mnie jest to świetny kompromis pomiędzy ceną a jakością, a co za tym idzie pierwszy wybór przy pakowaniu jedzenia na wyjazdy góry i nie tylko.
A wybór jest tutaj dosyć duży. Przedział cenowy również. W sklepach turystycznych można znaleźć wiele różnych liofilizatów, sam sporo różnych też testowałem. I owszem można znaleźć smaczniejsze, czy bardziej ekologiczne jedzenie. I sam je też zabieram jako urozmaicenie, aby każdego dnia nie jeść tego samego.
Natomiast jako podstawowe traktowałem zawsze i nadal traktuję liofilizaty Trek’n Eat, ze względu na cenę jak i wagę. Podwójna porcja, którą mogą spokojnie się najeść 2 osoby waży zaledwie 250 dekagramów.
Samo opakowanie służy również jako naczynie, po prostu zalewamy zawartość gotującą się wodą, mieszamy, odstawiamy na kilka minut. I obiad gotowy. Ale to jest w zasadzie standard przy większości dań liofilizowanych dostępnych na rynku.
Co do smaku, no cóż na szlaku po całym dniu wędrówki, jest to zdecydowanie danie królewskie! A w domu lepiej gotować sobie samemu ;)