A Naprawdę potrafią się dobrze bawić. Tylko za dużo palą. Odwiedziłem właśnie Yoyo, moją dobrą znajomą z Xiangfan. I wraz z jej znajomymi spędziliśmy cały weekend. Była wycieczka w góry i oglądanie uniwersytetu. Ale przede wszystkim mahjong, karaoke, dobre jedzenie i nocna zabawa w klubie. A nawet po wszystkim wypad do przydrożnego baru na przekąskę poimprezową.
Z Yoyo poznaliśmy się prawie dwa lata temu w pociągu z Wuhanu do Guilin. Tak się złożyło, iż akurat ona z przyjaciółką jechały dalej do tej samej miejscowości co ja, czyli do Yangshuo. Kilka miesięcy później jej przyjaciółka wychodziła za mąż i byłem zaproszony na ślub, z czego oczywiście skorzystałem. I teraz znowu nadarzyła się okazja aby ją odwiedzić.
Poprzednim razem zwiedziłem stare miasto w Xiangfan, które jest naprawdę bardzo ładne wraz z dobrze zachowanymi wspaniałymi murami miejskimi. Szkoda, że w żadnym przewodniku o tym nie piszą, bo jest to bardzo ciekawe miejsce warte odwiedzenia. Tym razem więc pojechaliśmy kawałek za miasto w niewielkie góry je otaczające, przy których ma swoją siedzibę kampus uniwersytecki.
Sama okolica jest zadbana i bardzo ładna. Wstęp na teren parku to 72 rmb, można przez kilka godzin pochodzić po lecie i wspiąć się na górę z wielką pagodą na szczycie. Niestety pogoda nam nie dopisała i nie można było podziwiać widoków po tej wspinaczce. W drodze powrotnej przeszliśmy przez tereny uniwersyteckie.
Ktoś to dobrze wymyślił. Kampus jest położony jakiś 30 minut jazdy autobusem od miasta i leży w przepięknej okolicy. Zabudowania obejmują nie tylko akademiki, bibliotekę czy sale wykładowe, ale znaczna część terenu jest przeznaczona na sport i rekreację. Szkoda, że u nas tak się nie dba o studentów.
Obiad jedliśmy już w większym gronie jakiś 15 osób. I tu kolejna rzecz bardzo bobrze pomyślana przez Chińczyków. Bowiem w restauracji można sobie zarezerwować małą salę tylko dla siebie. Jest wielki okrągły stół przy którym się je, stolik do gry w Mahjonga z którego można skorzytać czekając na potrawy czy odpoczywając po jedzeniu i co najmniej jedna kelnerka tylko do naszej dyspozycji, cały czas patrząca czy nam czegoś nie brakuje. Znowu szkoda, że u nas nikt o czymś takim nie pomyślał.
Je się w chińskim stylu – czyli potrawy są zamawiane wspólnie i układane na obrotowym szkle pośrodku stołu. Wśród nich jest zawsze kilka, które dodatkowo stoją na podgrzewaczu i się non stop gotują. Każda osoba ma zaś swoją miseczkę i obracając szklaną podstawę na stole może sobie po kolei dobierać to co jej smakuje. Nie muszę chyba dodawać iż jedzenia jest zawsze taka ilość, że nawet dwa razy więcej osób niż siedzi spokojnie by się najadło. I jest przepyszne, choć czasami jak dla mnie zdecydowanie za ostre.
Mahjong – to jest fenomen w który mogą grać godzinami, grać na pieniądze. Niewielki, ale zawsze to podnosi emocje. Nie do końca jeszcze opanowałem reguły, ale nie jest to bardzo skomplikowana gra za to niezwykle wciągająca. A mają tu pełną automatyzację. Naciska się guzik w stoliku – kostki – kartki są mieszane i ustawiane w szeregu, kostka sama się miesza i już można zaczynać rozgrywkę. I może to tak trwać godzinami.
Kolejne miejsce gdzie mnie zabrali to specjalne pokoje do Karaoke. Można sobie wynająć taki pokoik z wielką kanapą po jednej stronie i wielkim ekranem po drugiej. Nie muszę chyba dodawać, iż głośniki są równie wielkie. Wybiera się piosenkę z dłuuugiej listy i już można zacząć śpiewać. Do tego piwko, przekąski i naprawdę się świetnie bawiłem. A trzeba im przyznać, że umieją śpiewać i kapitalnie im to wychodzi. W dodatku nie tylko śpiewać, ale była z nami jedna dziewczyna która do tego odstawiała całe show:)
Wieczór to typowy klub. Co jest nieco dziwne panuje tam mniejszy tłok niż w klubach krakowskich, więc można swobodnie tańczyć bez obaw o siniaki i zadeptanie. Więcej było też muzyki na żywo, w dodatku w wykonaniu kilku artystów. Ale DJ ‘e też dawali radę. Muzyka głównie chińska, ale od czasu do czasu zachodnia też się pojawiała.
Płaci się za cały stolik lub lożę przy wejściu i na stół od razu wjeżdża cały zestaw – dzbanki z drinkami, przekąski, owoce, woda itp. drinki są mocno rozcieńczone więc sztuką jest się tam upić, choć widziałem, że niektórym w klubie się to udawało. Zresztą piwo też mają gdzieś o połowę słabsze niż w Polsce. Ale potrafią się bawić wyśmienicie. A gwiazdą wieczoru była dziewczyna, która przez kilkanaście minut dała pokaz tańca na scenie.
Tutaj także cały czas ktoś przy nas czuwa, czy niczego nie brakuje, czy coś się nie rozlało i nie trzeba powycierać, albo w czymś pomóc. Nie do pomyślenia jest aby stać przy barze piętnaście minut czekając na kelnera…
Za to imprezy kończą dosyć wcześnie, bowiem kiedy wychodziliśmy około godziny 2 w nocy robiło się już pustawo. O czymś takim jak zabawa do rana chyba nie słyszeli ;)
Mają również swoiste “kiełbaski” na które można jeszcze po wyjściu z klub pojechać. Taka lokalny folklor, spelunka pod którą zjeżdżają się w nocy imprezowicze aby podjeść:) Tylko nasza kiełbaska jest tu zamieniona na makaron z mięsem i podrobami w piekielnie ostrym sosie. Pomijam już to, iż ja nie byłem w stanie tego przełknąć. Ale nawet niektórzy z nich nie dawali rady ;)
Tak, trzeba przyznać, że potrafią się świetnie bawić, a mnie udało się to razem z nimi.
Socjalizm z ludzką twarzą jakby nie patrzyć. Mógłbyś przedstawić chińską prowincję albo miasta górnicze;)
Świetny ten park.
A czy Chińczycy ciężko pracują? Ciekaw jestem takiej proporcji: praca-zabawa, obowiązek-luz.
Z socjalizmem to już raczej dużo wspólnego nie ma. Gospodarczo to kapitalizm pełną gębą. Politycznie na pewno nie wszystko im wolno i cenzura panuje. Ale tu przynajmniej obecnie ciężko mi sobie wyobrazić demokrację. Czy dużo pracują? Zależy kto. Moi znajomi 5 dni w tygodniu po 8 godzin. Ale mają mniej urlopu w roku niż my. Chociaż niektórzy tutaj naprawdę ciężko fizycznie zasuwają…
Bardzo sympatyczny opis nocnego zycia w Chinach. Sam planuje leciec do Chin 9.07.2010, wiec bede mial okazje zweryfikowac to wszystko hehe.
Daj znać po powrocie, jak poszła weryfikacja ;)