Do Datongu przyjechałem zobaczyć dwa miejsca – wiszące klasztory na górze Hengshan oraz Groty Yungang. I było warto. Są to raczej mniej znane Chińskie zabytki, ale patrząc na ilość turystów i niesamowicie rozbudowującą się bazę turystyczną wokół nich będą stawały się coraz częstszym miejscem odwiedzin na trasach wycieczek.
Aby zdążyć zobaczyć wszystko w jeden dzień postanowiłem skorzystać z oferty CITS – czyli czegoś w rodzaju chińskiej organizacji turystycznej. W przewodniku Lonely Planet wyczytałem iż mają swoje biuro zaraz przy dworcu kolejowym. Owszem mają ale nie tak łatwo ich znaleźć. Gdyby nie przypadek – wychodziłem właśnie ze śniadania w lokalnej restauracji i zauważyłem busik z turystami wyjeżdżający z bramy nigdy by mi się to nie udało. A tak pędem do biura, gdzie telefonicznie zatrzymali dla mnie wycieczkę (100 RMB) i w drogę.
Od razu miłe zaskoczenie – usiadłem obok Haliny. Standardowe Hi, hi, where are you from? O to cześć bo ja również z Polski ;) Więc niedziela Wielkanocna bardzo udana i pełna wrażeń.
Pierwszy na naszej trasie był wiszący klasztor na górze Hengshan (wstęp 60 RMB). Robi duże wrażenie, szczególnie jak już się uda wdrapać do niego. Wąskie przejścia powodują jednak iż nawet przy niewielkiej liczbie zwiedzających powstają spore zatory, a co za tym idzie jest to jedna z tych rzeczy która lepiej prezentuje się w telewizji niż na żywo. Ale i tak uważam iż naprawdę warto zobaczyć to miejsce.
Natomiast groty Yungang (100RMB) rozsiane są już po znacznie większym obszarze co za tym idzie jest znacznie spokojniej. Ilość, a przede wszystkim wielkość posągów i to, że znaczna część jest pomalowana na kolorowe barwy sprawia, że na długo to miejsce zapadnie w mojej pamięci.
Natomiast sam Datong to brudne, nieciekawe miasto. Wygląda jak jeden wielki plac budowy, więc być może ten obraz ulegnie zmianie. Ale do tego musieli by jeszcze pozbyć się przemysłu, który niezwykle zatruwa te okolice.
Brakuje też sensownego miejsca gdzie można się zatrzymać, jeżeli ma się ograniczony budżet. Ja spałem w hotelu oddalonym jakieś 100 metrów od stacji kolejowej. Cena normalnych pokoi to ok. 160 RMB, natomiast ja wybrałem taki za 60 RMB. Więc drożej jak za łóżko w dormitorium w Pekinie. Standard lepiej pominąć. Zresztą były to bardziej pokoiki na godziny niż dla osób chcących się zatrzymać na dłużej. A ściślej sądząc po odgłosach to nawet na minuty ;)
Za to rewelacyjną instytucją jest CITS, o którym wspominałem na samym początku. Pracują tam naprawdę przyjacielscy ludzie, którzy mogą pomóc, załatwić wiele spraw. Jako że brakuje drogowskazu to mała wskazówka – po wyjściu z dworca należy skręcić w pierwszą uliczkę na prawo. Zaś pierwsza brama po prawej stronie prowadzi do nich.
Z ciekawostek, to jak na razie tylko w Datongu widziałem specyficzną odmianę zupki, jakich w całych Chinach jest pełno. A konkretnie makaronu, czy raczej klusek do niej. Chłopak trzymał cale ciasto na ręce i odkrajał po takim długim kawałku, które wpadały do gotującej się wody. W smaku takie sobie, ale można się najeść za kilka rmb.
Jak długo trwają wycieczki do tych dwóch miejsc, tzn. Ile Chińczycy dają czasu na zwiedzanie i czy trzeba bardzo się śpieszyć?
Całość robi się w jeden dzień. Opcja dołączenia do takiej grupy jest chyba najlepszą, wychodzi dosyć tanio, a czasu moim zdaniem jest wystarczająco dużo.